Tanzania czyli afrykańskie safari po raz pierwszy
Długo bałam się pojechać do Afryki bo wiadomo: gorąco i niebezpiecznie, niestabilna sytuacja polityczna w wielu krajach, no i nie zapominajmy o tropikalnych chorobach. O ile spotkania z najniebezpieczniejszym afrykańskim ssakiem – hipopotamem (tak, tak – to one, a nie na przykład lwy, zabijają w Afryce najwięcej ludzi), można jakoś uniknąć, to już przed ugryzieniem komara trudno się uchronić. O ile na żółtą febrę czy żółtaczkę można się zaszczepić, o tyle z malarią czy dengą trudniej sobie poradzić. Kto się na własne życzenie ładuje w paszczę lwa? No zdecydowanie nie ja. Nadszedł jednak moment, kiedy ciekawość zwyciężyła i zdecydowałam, że jednak chcę polecieć na safari. Na pierwszy raz wybrałam bezpieczną opcję – polskie biuro podróży. Co do zasady nie lubię zorganizowanych wycieczek, ale ta pomogła mi przełamać lęki i na pewno nie żałuję, choć za drugim razem, na wyprawę do Kenii, wybraliśmy już nieco bardziej niezależny sposób podróżowania.
Afrykańska wielka piątka
Co prawda nie wyobrażam sobie, że mogłabym polować z bronią w ręku, ale bezkrwawe łowy z aparatem – to już zupełnie inna historia. Jeśli pasjonuje Was fotografia natury, to chyba nie ma lepszego miejsca na ziemi niż afrykańskie parki narodowe. Ogromne, puste przestrzenie, bezdroża i stada dzikich zwierząt na wyciągnięcie ręki, a raczej obiektywu, bo ręki nie radze wyciągać .:) Obserwowanie ich na wolności to przeżycie, które trudno jest porównać z czymkolwiek.
Oczywiście celem każdego safari jest „upolowanie” wielkiej afrykańskiej piątki:
- Lwa
- Słonia afrykańskiego
- Bawoła afrykańskiego
- Nosorożca
- Lamparta
- Król lew
- Słoń afrykański
- Bawół afrykański
Dlaczego właśnie ta piątka? Niektórzy twierdzą, że chodzi o najbardziej niebezpieczne zwierzęta Afryki, ale to nieprawda, choćby dlatego, że nie ma na liście hipopotama. Wielka piątka to termin używany kiedyś przez myśliwych na określenie zwierząt, które najtrudniej upolować i w przypadku których ryzyko dla myśliwego jest największe. Uczestnicy bezkrwawych łowów w niebezpieczeństwie raczej się nie znajdują, ale niektórych osobników z tej piątki naprawdę trudno upolować. Nosorożców zostało już naprawdę mało – w 2010 roku populacja tych zwierząt wynosiła 4800 osobników, a jeśli chodzi o lamparta, to w słoneczny dzień lubi się on ukrywać w rozpadlinach pomiędzy skałami i raczej niechętnie paraduje po otwartej sawannie. Przekonałam się o tym sama. Pierwszą trójkę zaliczyłam w miarę sprawnie, nosorożca widziałam w Tanzanii tylko z daleka, a na spotkanie z lampartem musiałam poczekać do kolejnej wyprawy, już w Kenii.
Pierwsze wrażenia
Przylecieliśmy do kenijskiej Mombasy i stamtąd od razu na drugi dzień po przylocie udaliśmy się do Tanzanii, gdzie miały się odbyć nasze pierwsze w życiu safari. Na granicy kenijsko-tanzańskiej przesiedliśmy się do samochodów terenowych, którymi później przemieszczaliśmy się po parkach. Większość tych samochodów to pojazdy z otwieranym dachem, które pozwalają na wygodne i bezpieczne fotografowanie. Ze względu na takie oczywistości, jak na przykład obecność lwów czy słoni, na safari nie ma możliwości wysiadania z samochodu do zdjęcia. Niby to się rozumie samo przez się, ale podobno zdarzają się turyści, którym się wydaje, że są w ZOO 🙂 Na drogach królują stare Toyoty – podobne żadna inna marka nie radzi sobie tak dobrze na tamtejszych zakurzonych, piaszczystych drogach. Problem mają także nowe samochody, gdzie elektronika nie radzi sobie tak dobrze, jak stare, wysłużone modele.
- Czerwona afrykańska ziemia
- Masajowie
- Biegnące zebry
Pierwsze moje afrykańskie wrażenie to… chodzący ludzie. Co w tym dziwnego, że ludzie chodzą? – spytacie. Niby nic, ale w Afryce ludzie pokonują kilometry dziesiątkami, całe tłumy przemieszczają się po bezdrożach, szczególnie z rana, kiedy ze swoich wiosek zmierzają do Mombasy, czy Arushy do pracy lub szkoły. Ci idący ludzie na odległych, zakurzonych poboczach, to co innego niż Europejczycy spacerujący szerokimi chodnikami.
Safari w Tanzanii – popularne parki
W Tanzanii odwiedziłam trzy miejsca popularne wśród odbywających safari turystów:
Park Narodowy Lake Manyara
Rezerwat biosfery z listy UNESCO – 329 km2 parku położonego nad malowniczym jeziorem, w pobliżu krawędzi Wielkiego Rowu Afrykańskiego . To tutaj zobaczyłam pierwsze w życiu drzewo chlebowe oraz żyjące na wolności pawiany, słonie, żyrafy, antylopy czy hipopotamy. Jezioro jest także znane z żerujących tam stadnie flamingów.
- Rodzina słoni
- Żyrafa w całej swojej okazałości
- Lwica z młodymi
Park Narodowy Serengeti
Jeden z największych tego typu parków na świecie, obejmuje powierzchnię aż 14 763 km². Oczywiście wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W okresie od października do maja można na tym terenie obserwować wielką migrację zwierząt, które docierają tutaj z kenijskiego Masai Mara. Odwiedziłam park w lutym i ilość zwierząt, jakie tam zobaczyłam mnie powaliła. Docierając do bramy parku zastanawiałam się, co to za plamy na horyzoncie, a nasz kierowca nie chciał się zatrzymywać, gdy mijaliśmy małe stadka zebr, które wydawały nam się niezwykle interesujące.
Po przejechaniu kilku kilometrów po terenie parku wszystko stało się jasne – zobaczyliśmy setki, jeśli nie tysiące pasących się antylop, zebr i gazeli, spotkaliśmy lwy, gepardy, żyrafy, słonie, bawoły, hieny, guźce. Nad nami latały i kolorowe kraski, i groźne sępy. Amerykański myśliwy Stewart Edward White na początku XX wieku napisał o tych terenach tak: „Szliśmy kilometrami spalonego kraju… Potem ujrzałam zielone drzewa nad rzeką, dwie mile dalej znalazłem się w raju”. Jeśli miałabym wymienić pięć rzeczy, które zrobiły na mnie największe wrażenie, to wjazd do Serengeti na pewno znalazłby się na liście.
- Można się znaleźć naprawdę blisko lwów
- Zakurzone afrykańskie drogi
- Antylopy i zebry – ilość sztuk niezliczona
- Hiena – nic dziwnego, ze jest wredna – z taim wyglądem?
- Wypoczywające gepardy
- Sawanna
Rezerwat Ngorongoro
Jeszcze jedno niesamowite miejsce z listy UNESCO. Park położony w kalderze wygasłego wulkanu. Widok z góry na krater jest zapierający dech w piersiach. To tutaj spotkałam pierwszego w życiu nosorożca. Żyje ich w tym rezerwacie na obszarze 8300 km2 zaledwie 26 sztuk, więc nie jest to wcale takie łatwe. Także tutaj pierwszy raz jadłam lunch prawie w towarzystwie pasących się zebr. 🙂
- Zebra kontroluje sytuację
- Pasące się gnu
- Guziec w swojej ulubionej sytuacji 🙂
Informacje praktyczne
-
Szczepienia:
Jadąc do Tanzanii trzeba mieć tak zwaną „żółtą książeczkę”, która zaświadcza o odbytych szczepieniach. Obowiązkowe jest szczepienie na żółtą febrę. Ja dodatkowo szczepiłam się na żółtaczkę, tężec i dur brzuszny. W Warszawie punkt szczepień na choroby tropikalne znajduje się w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej na Żelaznej 79.
-
Leki
Przed podróżą warto wybrać się do lekarz medycyny podróży, który przepisze nam odpowiednie leki antymalaryczne. Trzeba to zrobić odpowiednio wcześnie, bo tabletki trzeba przyjmować wcześniej. Ja brałam Malarone, choć, mówiąc szczerze, podczas pobytu w Tanzanii komara widziałam trzy razy i żaden mnie nie zaatakował. Nie namawiam nikogo do rezygnacji z tabletek, ale trzeba mieć świadomość, że te akurat leki mogą mogą mieć także zły wpływ na nasz organizm – warto to przedyskutować z lekarzem.
-
Repelenty i moskitiery
W egzotyczną podróż zawsze zabieram środek o Mugga zawiera deet, według mnie jest bardzo skuteczny. Moskitiery w Tanzanii nie używałam. Akrat tam gdzie byliśmy i w tym terminie, w którym byliśmy (przełom stycznia i lutego), komarów było bardzo mało.
-
Pieniądze
Najlepiej zabrać ze sobą dolary amerykańskie, ale wyłącznie te wyemitowane po 2000 roku – z jakiegoś powodu tanzańskie kantory innych nie przyjmują.
-
Warunki noclegowe
Oferta turystyczna w okolicy parków narodowych jest dość różnorodna, ale nie trzeba bać się niedogodności. I osoby lubiące przygody i te lubiące wygodę znajdą coś dla siebie. Lodge oferują dobry standard i atrakcje typu ściana z moskitiery i widok na wodopój, a namioty to często ogromne wygodne pokoje z wstawionymi do środka łóżkami i z prysznicem.