Neuschwanstein – Zamek Szalonego Księcia
Długo nie mówiłyśmy o nim z siostrą inaczej niż „ten zamek z Disneya”. Bo też i Neuschwanstein był inspiracją dla zamku, który pojawia się w czołówce Disneyowskich kreskówek. Odkąd usłuszałyśmy, że ten zamek istnieje naprawdę, szukałyśmy sposobności, żeby tam pojechać. Tego lata udało się nam dotrzeć wreszcie do Schwangau, położonej trochę ponad sto kilometrów na południe od Monachium, tuż przy austriackiej granicy miejscowości, gdzie od setek lat budowali swoje zamki bawarscy władcy.
Już z daleka można podziwiać bajkowy zamek położony wysoko na skale, jakby przeniesiony wprost ze średniowiecznej legendy. Strzeliste wieżyczki, balkony, ozdobne okna – ich widok przywołuje na myśl księżniczki w pięknych sukniach, dzielnych rycerzy i smoki, okazuje się jednak, że budowla wcale nie jest stara. Zamek był budowany w latach 1869-1886. Czyja wyobraźnia stoi więc za tym nietuzinkowym budynkiem? Kto pod koniec dziewiętnastego wieku postanowił wystawić sobie bajkową siedzibę? I tu dochodzimy do historii Ludwika II Witelsbacha, znanego też jako Ludwik Szalony.
Ludwik spędził dzieciństwo na zamku Hohenschwangau, który odbudował jego ojciec Maksymilian II, trzeci po Maksymilianie I i Ludwiku I król Bawarii. Zarówno ojciec jak i dziadek młodego księcia byli ludźmi dobrze wykształconymi, mecenasami kultury i sztuki oraz bawarskimi patriotami, walczącymi o niezależność Królestwa Bawarii. Z pewnością w czasach młodości Ludwik słyszał wiele opowieści i średniowiecznych legend, którymi fascynował się także jego dziadek.
Często odbywał wycieczki do pobliskich ruin zamku Vorderhohenschwangau. W 1864 roku zmarł niespodziewanie jego ojciec i młody, wrażliwy książę, mając osiemnaście lat, został królem Bawarii. Niestety panowanie w ówczesnej Bawarii nie miało wiele wspólnego ze średniowiecznym turniejem rycerskim. Książę ponosił kolejne porażki polityczne (to za jego czasów Bawaria utraciła niezależność). Życie prywatne też chyba nie układało się po jego myśli. Nigdy się nie ożenił. Był przez jakiś czas zaręczony z jedną z bawarskich księżniczek, ale ostatecznie do ślubu nie doszło. Ludwik coraz bardziej odsuwał się od ludzi, uciekał w świat książek, muzyki i oddawał się budowaniu swoich zamków. Otoczenie zaczęło uważać go za dziwaka.
Już 1869 roku książę postanowił odbudować romantyczne ruiny, w pobliżu których spędzał dzieciństwo. Początkowo ruiny miały być częścią nowego zamku, ale budowniczowie napotkali problemy nie do przejścia i ostatecznie skończyło się na wyburzeniu i rozpoczęciu nowego projektu. Książę brał aktywny udział w projektowaniu zamku i nie szczędził środków na jego budowę. Styl zamku fachowcy określają jako eklektyczny – znajdziemy tam zarówno wpływy romańskie, gotyckie, jak i iście bizantyjski wystrój niektórych wnętrz, jak Sala Tronowa.
Książe nie odżegnywał się także od wykorzystywania osiągnięć współczesności – zamek był jak na tamte czasy bardzo nowoczesny – miał połączenia telefoniczne pomiędzy pomieszczeniami i kaloryfery zasilane ciepłym powietrzem. Wnętrza były bogato zdobione, a inspiracją były oczywiście średniowieczne legendy. Książę podobno sam uważał się za Parsifala, jednego z rycerzy króla Artura, a jednocześnie bardzo interesował się twórczością Wagnera, który także czerpał tematykę swoich dzieł z dawnych opowieści. Wystrój wielu wnętrz, w tym imponującej Sali Śpiewaków, czerpie z dział kompozytora takich jak „Lohengrin” czy „Parsifal”. Wysokie wydatki – ponad 6 mln marek niemieckich – wpędziły jednak króla w kłopoty.
Polityczni przeciwnicy zawiązali przeciw niemu spisek i w 1886 roku Ludwik został ogłoszony niepoczytalnym, odsunięty od władzy i wywieziony do zamku Berg. Kilka dni później jego ciało znaleziono w pobliskim jeziorze Stranberger – mówiło się o samobójstwie, ale też o możliwym morderstwie – sprawa nie została wyjaśniona. Książe nigdy nie zobaczył gotowego zamku. Co prawda mieszkał w pierwszych ukończonych pomieszczeniach od 1884 roku, ale zamek był ciągle w budowie.
Po śmierci króla, Bawarczycy bardzo szybko udostępnili go zwiedzającym.
Dziś zamek można zwiedzać wyłącznie w grupach o ograniczonej wielkości. Bilety są sprzedawane z wejściem na konkretną godzinę. Wszystko jest oczywiście zorganizowane z niemiecką precyzją. Z miejscowości Hohen-Schwangau można pójść pod górę, co zajmuje około godziny lub podjechać autobusem albo bryczką do punktu widokowego i stamtąd podejść jeszcze tylko 15 minut. W informacji przestrzegają bardzo słusznie, żeby do czasu dojścia dodać sobie kilkanaście minut na robienie zdjęć.
Zamek jest bardzo oblegany przez turystów i nie ma co liczyć na romantyczną atmosferę podczas zwiedzania. Wpuszczane grupy są dość duże, co nieco utrudnia swobodę podziwiania wystroju wnętrz, ale co zrobić? Co roku podobno odwiedza zamek ponad 1,3 mln turystów.
Można zakupić bilet wyłącznie na zwiedzanie zamku Neuschwanstein za 13 euro lub kupić bilet łączony i zobaczyć także zamek Hohenschwangau w cenie 25 euro. Dostępny jest audioguide w języku polskim.
Informację o godzinach otwarcia znajdziecie na oficjalnej stronie zamku Neuschwanstein.
Na nocleg warto się zatrzymać w położonej poniżej miejscowości Schwangau. To typowa, spokojna, urokliwa bawarska wioska, otoczona górami. My zatrzymaliśmy się w bardzo przyjemnym rodzinnym hoteliku typu bed&breakfast –Landhotel Guglhupf, który zdecydowanie mogę polecić.
Na kolację wybraliśmy Schlossbrauhaus – mały lokalny browar, gdzie można zjeść lokalne jedzenie, napić się wytwarzanego na miejscu piwa, a do wszystkiego przygrywa regionalny zespół w strojach ludowych.
- Schwangau
- Krajobraz Szwangau
- Widok na Zamek z wioski
- Bawarska wioska
- Zamek
- Widok z okien zamku
- Zamek od strony wejścia
- Widok z okien zamku
- Romantyczne wieże zamku