Galeria Borghese – Bernini i Caravaggio
Po dzisiejszym dniu mam dla Was trzy rady – Po pierwsze nigdy nie wyciągaj z bagażu okularów słonecznych, jeśli jedziesz do Rzymu. Po drugie, jeśli masz odnaleźć budynek położony w parku, sprawdź wcześniej, jak wygląda. Po trzecie, upewnij się, że dobrze pamiętasz, jaka jest godzina na bilecie. 🙂
Skąd te mądrości? Z doświadczenia oczywiście ?, ale po kolei.
Jednym z celów naszego powrotu do Rzymu było odwiedzenie galerii, do której nie udało się nam dostać podczas poprzedniego pobytu, czyli Galerii Borghese.
Galeria Borghese – zwiedzanie
Ze względu na niezbyt duże rozmiary pałacu, w którym mieści się muzeum, liczba zwiedzających jest bardzo ograniczona. Można kupić bilet z wejściem tylko na określoną godzinę. Niestety, jeśli nie zarezerwowaliście wejścia przed przyjazdem, z marszu czasem może się nie udać wejść do środka. To właśnie przytrafiło nam się poprzednim razem. Tym razem zadbaliśmy o to, żeby dokonać rezerwacji wcześniej przez stronę Galerii.
Pogoda w styczniu
Mimo że jest styczeń, za oknem od rana świeciło dziś mocne słońce. Przy pakowaniu wahałam się, czy zabierać ze sobą okulary przeciwsłoneczne, czy parasol. Postawiłam na to drugie (z jakiegoś powodu niekonsekwentne mi się wydawało zabranie i jednego, i drugiego – dlaczego właściwie?) i okazało się to być błędem. Pogoda dziś była wiosenna, co zachęciło nas do spaceru jeszcze przed wizytą w Galerii, gdzie, jak się nam wydawało, mieliśmy wizytę wyznaczoną na 11.30.
Z Piazza de Spagna poszliśmy więc okrężną drogą przez Piazza del Popolo, wspinając się pod jedno z rzymskich wzgórz do Ogrodów Borghese, w których położona jest Villa Borghese, siedziba galerii. Oczywiście po drodze sporo czasu zajęło mi robienie zdjęć, niezbyt łatwe przy rażących po oczach przedpołudniowych promieniach słońca. Potem przyjemny spacer przez ogrody zielone nawet o tej porze roku dzięki piniom i cyprysom. Z tarasu przy wejściu roztacza się niesamowita panorama Rzymu – widać z daleka i kopuły watykańskiej Katedry św. Piotra i Ołtarz Ojczyzny na Piazza Venezia po drugiej stronie miasta.
Trochę błądzimy
Napatrzyliśmy się i koło 11.00 ruszyliśmy na poszukiwanie Villi Borghese. Wydawało nam się, że skoro już tam byliśmy, to znalezienie jej nie będzie problemem. Nie należy jednak ufać własnej pamięci, a już na pewno nie mojej ?. Co kawałek wydawało mi się, że widzę z daleka zabytkową willę i to na pewno ten budynek, ciągnęłam Adama w tamtym kierunku, po czym po kilku krokach i jego uporczywych pytaniach w stylu „jesteś pewna?” Okazywało się, że może i to, co widzę na horyzoncie, to jest stara willa i może jest ładna i może jest na końcu szerokiej zielonej alei, jak powinna, ale to nie budynek, którego szukamy. Przy trzeciej próbie Adam zignorował wiec moje coraz mniej pewne wskazówki i sprawdził Google Maps…
Może to i dobrze, bo tuż przy wejściu już do właściwej willi okazało się, że nasze bilety są na 11.00, a nie jak myśleliśmy na 11.30 i tym sposobem pozbawialiśmy się pół godziny z dwóch godzin zwiedzania. (Zwiedzający mogą zostać w galerii tylko dwie godziny, po tym czasie bilet traci ważność).
Tyle o naszym nieogarnięciu dziś, a teraz kilka słów o samej galerii.
Galeria Borghese – historia i kolekcja
Wszystko zaczęło się od Scipiona Caffarelli-Borghese, siostrzeńca papieża Pawła V, który dzięki koneksjom rodzinnym został kardynałem. Kościołowi, z tego co wiem, zbyt się nie przysłużył, ale sztuce i owszem. Kardynała fascynowało i malarstwo i rzeźba, kolekcjonował zawzięcie dzieła sztuki, często nie przebierał w środkach, aby powiększyć swoją kolekcję. Mówi się nawet o tym, że nadużywał władzy i zdarzało mu się zlecać wykradanie nocą szczególnie pożądanych dzieł z prowincjonalnych kościołów.
Był także mecenasem Berniniego, wiele znanych dzieł tego siedemnastowiecznego rzeźbiarza takich jak „Dawid”, „Pluton i Prozerpina” czy „Apollo i Dafne” można w Galerii Borghese zobaczyć. Szczególnie podobała mi się ta ostatnia rzeźba, gdzie artysta uwiecznił proces przemiany Dafne w krzak wawrzynu.
Caravaggio
Kardynał był również wielbicielem tworzącego w tym czasie Caravaggia, który nie przez wszystkich sobie współczesnych był doceniany. Jego realistyczne malarstwo było uznawane w tamtym czasie za kontrowersyjne i zdarzało się, że zleceniodawca rezygnował z obrazu po zobaczeniu skończonego dzieła.
Nie dziwi mnie to zresztą w ogóle – po wyidealizowanych Madonnach Rafaela, te Caravaggia w czerwonych sukniach z głębokim dekoltem, nie mogły się podobać. Sama po zobaczeniu w galerii obrazu Jana Chrzciciela miałam wrażenie, że malarz nieco przesadził z tym iściem pod prąd. Jego Jan Chrzciciel jest wychudzonym chłopaczkiem i nie ma nic wspólnego z utrwalonym w naszej świadomości wizerunkiem brodatego pustelnika. Inna sprawa, że to ciekawe, jak przedstawienia niektórych biblijnych postaci mocno utkwiły w naszej wyobraźni.
Kardynał Borghese skupował jednak dzieła Caravaggia, mimo niechęci otoczenia i kilka znanych dzieł tego wyznawcy techniki chiaroscuro można dzięki temu w willi zobaczyć. Dla nazwisk tych dwóch twórców warto Galerię Borghese odwiedzić. Szczerze mówiąc, najbardziej lubię takie muzea i galerie, które koncentrują się na wybranych twórcach czy okresach. Jest wtedy szansa na zapamiętanie z takiej wizyty czegoś więcej niż, „że było tam dużo obrazów znanych mistrzów”.
Inni artyści
Oczywiście kolekcja Borghese to też dzieła innych artystów takie jak „Madonna z jednorożcem” czy „Złożenie do grobu” Rafaela albo posag Pauliny Borghese, siostry Napoleona dłuta Canovy, wystylizowanej na Wenus, który tak oburzył jej męża, że zakazał pokazywania go komukolwiek. Ciekawe, że Paulina nie miała nic przeciwko pozowaniu ?.
Inna sprawa, że mariaż z rodziną Bonapartych nie przysłużył się zbytnio kolekcji. Napoleon przymusił męża Pauliny do sprzedaży sporej części dzieł sztuki, które trafiły później do Luwrhu.
Godna podziwu jest też sama Villa Borghese. Nie jestem wielką fanką baroku, ale muszę przyznać, że wnętrza willi są niezwykle imponujące. Niestety nie wolno fotografować, więc nie będę mogła pokazać tu ani pięknych marmurowych podłóg, ani bogato rzeźbionych ścian, ani fresków na sufitach. Musicie uwierzyć mi na słowo – widać że rodzina Borghese środków na wystrój willi nie żałowała.