Arles Van Gogha – Prowansja cz. 7
Do Arles pojechałam oczywiście ze względu na Van Gogha. To tam artysta namalował część swoich najbardziej znanych obrazów: „Żółty dom”; „Pokój”; „Taras kawiarni w nocy” czy „Gwiaździstą noc nad Rodanem”. Co takiego było w tamtejszych krajobrazach? Co tak zainspirowało malarza? Niestety, chyba się tego nie dowiedziałam… Jakoś nie do końca się z Arles polubiliśmy.
Od początku wszystko szło nie tak. Do miasteczka dotarliśmy przed 14.00, po wizycie w Carrieres de Lumieres. Tego dnia było wyjątkowo gorąco i byłam już trochę zmęczona jazdą. Niestety na pokój w hotelu trzeba było czekać jeszcze półtorej godziny. (Zresztą sam hotel też wybrałam nie najszczęśliwiej, przy samym zjeździe z autostrady). Postanowiliśmy zrobić sobie krótki spacer i zobaczyć najbardziej polecane w przewodniku miejsca. W końcu rzymskie zabytki Arles (arena, teatr i łaźnie) oraz romańska katedra są wpisane na listę UNESCO.
Co zobaczyć w Arles
Do centrum miasta droga prowadziła przez nieco „zużytą okolicę”, a mijane uliczki nie miały w sobie nic z dotychczasowej prowansalskiej „klimatyczności”. Najpierw znaleźliśmy skromny rynek z kościołem św. Trofima. Wnętrze, jak przystało na romańską budowlę jest skromne. Największe wrażenie robi zdecydowanie pięknie rzeźbiony portal z tympanonem na którym widnieje figura Chrystusa w otoczeniu symboli czterech ewangelistów.
Później dotarliśmy pod arenę. Po amfiteatrze w Orange, tutejsze ruiny wydały mi się znacznie mniej imponujące. A może to upał dał mi się we znaki, bo doszłam do wniosku, że chyba potrzebuję przerwy w dalszym zwiedzaniu bo nic, co widzę, jakoś mnie nie cieszy.
Ślady Van Gogha
Wracając do hotelu, rozglądałam się jeszcze za śladami Van Gogha. Właściwie niewiele tu po nim zostało poza widokami. Nie ma w każdym razie żadnych jego obrazów. Zupełnie przypadkiem trafiliśmy na dziedziniec szpitala w Arles, namalowany przez artystę w 1889 roku.
W ogrodzie oczywiście tłumy turystów – każdy chce sfotografować inspirację Van Gogha. W miejscach uwiecznionych przez malarza stoją na sztalugach reprodukcje jego obrazów, więc łatwo je zidentyfikować i porównać z obrazami.
Żółty dom już nie istnieje, ale za rzeką można zobaczyć most Langlois z obrazu „Most Langlois w Arles z piorącymi kobietami”, a na Place du Forum 11 taras kawiarni z obrazu „Taras kawiarni w nocy”.
Wieczór w Arles
Powłóczyłam się jeszcze trochę po tamtejszych ulicach, ale tak naprawdę Arles zaczęło mi się nieco podobać dopiero wieczorem. Przy nocnych światłach nie było tak widać na murach śladów upływu czasu i zaniedbań. Zapełniły się za to okoliczne place i placyki, a przy kawiarnianych stolikach pojawili się ludzie sączący drinki.
Rzymskie ruiny też wyglądały jakoś bardziej romantycznie.
Kolację zjedliśmy w sympatycznej knajpce Les Filles du 16, a na drinki usiedliśmy, gdzież by indziej – w Cafe Van Gogh. Było przyjemnie, ale mój drink z absyntem, jak całe Arles, miał gorzkawy smak…
Następnego dnia bez żalu ruszyłam w stronę Cassis i fiordów południa: Les Calanques.