Dwa dni w Toronto
, ,Wiele czynników wpływa na to, jak odbieramy miejsce, w którym się znaleźliśmy – nasz nastrój, nastawienie, ludzie, jakich tam spotykamy lub ci, z którymi jesteśmy, pora roku albo nawet tylko pogoda. Czasem niewiele trzeba, żeby na zawsze zrazić się do jakiejś destynacji. Bywa też, że z jakimś miejscem, niekoniecznie najpiękniejszym, na zawsze będą się wiązały miłe wspomnienia.
Tym razem najpierw było pod górkę i nie od razu miałam pomysł na 10 rzeczy do zrobienia w Toronto…
Dotarłam do miasta po dwutygodniowym włóczeniu się po cichych, przyjaznych i malowniczych wioskach prowincji atlantyckich. Żadne miasto nie będzie miało łatwo w takim kontekście. Na dodatek żeby dotrzeć na samolot z Halifaksu musiałam wstać o 4.30 rano – to chyba nikogo nie wprawia w dobry humor. W mieście powitał mnie prawie trzydziestostopniowy upał, ale niebo było zupełnie zachmurzone – duszne powietrze przed burzą.
Dojazd z lotniska do centrum
Na plus można zaliczyć to, że pociągiem UP Express udało się sprawnie dojechać z lotniska do położonej w ścisłym centrum miasta stacji Union. Połącznie może nie jest najtańsze, bo za bilet trzeba zapłacić 12,5 dolara, ale podróż trwa tylko 25 minut, a pociągi odjeżdżają co 15 minut i są bardzo czyste i wygodne. W hotelu też poszło nieźle. Chociaż check in miał być od 15.00, to już o 11.00 dostałyśmy gotowy pokój. Można było zostawić bagaże i ruszyć na miasto.
Pierwsze wrażenia
Nasz hotel był położony bardzo centralnie, przy King St., więc od razu znalazłam się w oku cyklonu. Wychodzę na ulicę, a dookoła głośna, szklano-betonowa dżungla. Tłum ludzi, hałas samochodów i lepkie, miejskie powietrze, którym nie ma jak oddychać. Dobrym pomysłem wydało się w tej sytuacji zacząć od miejskiego deptaka nad jeziorem Ontario, o którym opowiadał mi Mąż Ulubiony. Mocno niedospana i już trochę głodna ruszyłam na poszukiwanie knajpki z fajnym widokiem na jezioro.
No i zaczęły się schody. Pogoda średnia, ciągle popaduje deszcz. Z deptakiem niby wszystko w porządku – szeroki chodnik, drzewka, zacumowane łódki, ale już o miejsce na lunch nie tak łatwo. W jednym nie ma miejsca, w drugim proponują nam jakiś beznadziejny stolik na zapleczu i bez parasola, mimo że widzimy dużo lepszych, nie pozwalają nam się przesiąść (gdzie ta uprzejmość Kanadyjczyków znana nam z prowincji?), w końcu siadamy w jakimś barze, gdzie można zjeść tylko burgera albo falafela, ale już powoli wszystko mi jedno. Potem jeszcze spacer wzdłuż ruchliwych ulic pod słynną wieżę CN i zapada wyrok – nie podoba mi się, nie lubię Toronto. Wracam się przespać do hotelu, choć jest środek dnia. Wcale nie mam ochoty spędzić w tym mieście kolejnej doby, ale nie mam wyboru.
10 rzeczy do zrobienia w Toronto
Czasem jednak dobrze jest dać miastu drugą szansę. Wieczorem świat wyglądał już inaczej, a cały kolejny dzień spędziłam bardzo przyjemnie. Może Toronto nie wjechało na listę moich ulubionych miast, ale przynajmniej mogę dziś spokojnie polecić 10 rzeczy do zrobienia w Toronto:
-
Zobacz CN Tower
CN Tower trzeba zobaczyć, bo to niekwestionowany symbol miasta. Do 2013 roku ze swoimi 553 metrami była najwyższą budowlą na świecie. Na wieżę można też wjechać, bo ma dostępne tarasy widokowe i restaurację, a odważni mogą odbyć spacer po krawędzi kładki. Widok musi być niezły, ale niestety to tylko moje domysły, bo na wjazd się nie zdecydowałam. Podczas mojego pobytu niebo było mocno zachmurzone i przyznam się szczerze, poskąpiłam 38 dolarów na wjazd (najtańszy bilet – tylko na taras widokowy), nie mając pewności, że coś zobaczę. Chętnie usłyszę o wrażeniach, jeśli ktoś z Was się skusi. A tak przy okazji, to pod samą wieżą znajduje się także muzeum, które zainteresuje wielbicieli kolejnictwa.
-
Zrób sobie zdjęcie na Nathan Philips Square
To oczywiście żadna wielka atrakcja, ale jak się już nie wjechało na wieżę, to chociaż warto zrobić sobie instagramową fotę z napisem Toronto, który znajdziecie Nathan Philips Square.
-
Przespaceruj się promenadą nad jeziorem Ontario
Toronto leży nad jeziorem Ontario i oczywiście wykorzystuje to położenie. Wzdłuż brzegu jeziora wybudowano ładną promenadę z małymi miejskimi plażami i zatokami, przy których cumują łódki. Na mój gust trochę brakuje tam fajnych miejsc do posiedzenia, ale polecam pub The Goodman przy terminalu promowym Queen’s Quay, gdzie przed wyjazdem zjadłam całkiem przyjemny lunch z widokiem na żeglujące po jeziorze łódki i samoloty lądujące na pobliskim lotnisku.
-
Popłyń promem na Toronto Islands
Ten punkt szczególnie polecam tym, których zmęczy miasto. Toronto może nie ma swojego Central Parku, jak Nowy Jork, ale za to ma Toronto Islands. Na jeziorze Ontario jest kilkanaście połączonych ze sobą mostkami i kładkami zielonych wysepek. Zimą pewnie zbyt dużo się tam nie dzieje, ale latem można poleżeć na jednej z kilku plaż, popływać kajakiem, pojeździć na rowerze, zrobić sobie piknik na trawie czy po prostu pospacerować po ładnych zalesionych ścieżkach. Dopłynąć promem z nabrzeża można w trzy miejsca – na Hanlan’s Point, na wyspę Ward’s i najbardziej popularną wyspę Centralną. Prom w obie strony kosztuje trochę ponad 8 dolarów. Można wrócić z dowolnego miejsca, niekoniecznie z tego samego, do którego się przypłynęło. Ja wybrałam na początek mniej obleganą wyspę Ward’s, a potem przespacerowałam się do wyspy Centralnej. Rozkład i informacje o biletach znaleźć można tutaj. Wycieczkę promem warto odbyć jeszcze z jednego powodu. Podczas rejsu można podziwiać panoramę miasta i przyznam szczerze, że szklane wieżowce na tle wybrzeża jeziora Ontario prezentują się naprawdę ładnie. (Centralna panorama jest widoczna z promu na wyspę Centralną, ten na wyspę Ward ‘s oferuje także ładny, ale boczny widok).
-
Zgub się w uliczkach Starego Toronto
To co mi się spodobało, to że obok nowoczesnych drapaczy chmur można też w mieście spotkać sporo zabytkowych budynków. Pomiędzy szklanymi blokami widać nieco zagubione stare ceglane domy i kościoły. Toronto ma też swój Flatiron Building – wieżowiec przypominający żelazko – czerwony, dziewiętnastowieczny Gooderham Building u zbiegu ulic Front St. i Wellington St.
-
Sfotografuj psią fontannę
Na małym placyku obok budynku Gooderhama, przy Parku Berczy, znajduje się jedna z najśmieszniejszych fontann jakie widziałam. Dookoła fontanny na trzech poziomach znajdują się rzeźby psów, to z ich kamiennych pyszczków leje się woda. Zwieńczeniem jest wielka kość… 😉
-
Odwiedź St. Lawrence Market
W tym punkcie chyba wiele wyjaśniać nie trzeba, bo ST. Lawrence Market to taka sama hala targowa, jakie można spotkać w wielu miejscach na świecie. Obecny budynek pochodzi z 1905 roku i leży w tzw. dzielnicy Old Town.
-
Napij się piwa w Distillery District
Obok Old Town Toronto ma jeszcze jedną ciekawą, zabytkową dzielnicę, tzw. Distillery District. To zespół wiktoriańskich przemysłowych budynków z czerwonej cegły. Wg Wikipedii budynek producenta whisky Gooderham&Worts często pojawia się w filmach, min. w „Chicago”, więc klimat możecie sobie wyobrazić. W pięknie odrestaurowanych przemysłowych budynkach znajdują się galerie sztuki i modne puby i restauracje. Całość jest wyłączona z ruchu kołowego, więc można bez przeszkód spacerować, odwiedzając sklepiki z rękodziełem, a po zwiedzaniu napić się piwa z lokalnego Mill St. Brewery. (Trochę to przypomina koncepcją łódzką Off Piotrkowską czy okolice warszawskiej Soho Factory).
-
Zobacz jedną z najdłuższych ulic na świecie i Yonge-Dundas Square
Pięćdziesięciosześciokilometrowa Yonge St. ciągnąca się od jeziora Ontario prawie do jeziora Simcoe do 1999 roku była uznawana za najdłuższą ulicę na świecie. Może nie proponuję Wam spaceru wzdłuż całej ulicy, ale choć kawałek warto zobaczyć. Jej część położona w centrum trochę przypomina mi nowojorski Brodway, bo mnóstwo przy niej teatrów, a Yonge Dundas Square to tutejszy Times Square – wielkoformatowe ekrany, kolorowe szyldy reklamowe i miejski gwar.
-
Odwiedź Hokey Hall od Fame
Tego punktu co prawda ja nie zaliczyłam, ale staram się uwzględniać w każdym mieście najważniejsze atrakcje a bez niego post byłby mocno niepełny. Kanada kojarzyła mi się dotąd głównie z syropem klonowym i hokejem. Jeśli ktoś jest więc fanem tej dyscypliny sportu, to poznanie historii największych hokejowych sław będzie dla niego na pewno ciekawe. Informacje o cenach biletów znajdziecie tutaj.
Gdzie zjeść w Toronto
Na koniec jeszcze krótka informacja o miejscach, które zwróciły moja uwagę kulinarnie. Pisałam już wyżej o Mill St. Brewery i The Goodman – to fajne miejsca na piwo czy lunch.
Na śniadanie polecam Sunset Grill– nic finezyjnego, rodzaj śniadaniowej sieciówki. Jedzenie proste, ale skuteczne. To, co mi się spodobało, to duża elastyczność menu – myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Są i blueberry pancakes z syropem klonowym i jajka na wszystkie możliwe sposoby. Do tego niestety kanadyjska kawa z ekspresu przelewowego, ale głodni nie wyjdziecie.
Smakoszom polecam coś zupełnie innego. Tym razem miła restauracyjka na kolację: Richmond Station. Przyjemne wnętrze, pyszne jedzenie i świetna obsługa.