Wyspa Księcia Edwarda
Wyspa Księcia Edwarda to oczywiście kraina Ani z Zielonego Wzgórza. Oglądając kolejne adaptacje, zawsze podziwiałam te spokojne, wiejskie krajobrazy, ale w sumie nigdy nie planowałam tam pojechać. W tym roku nadarzyła się jednak okazja i bardzo się cieszę, że z wielu możliwych kanadyjskich destynacji wybrałyśmy tę niewielką wyspę. Żałuję, że zaplanowałyśmy tam tylko trzydniowy pobyt, bo chętnie spędziłabym tam przynajmniej drugie tyle. Dlaczego? Bo mimo że turystyka na PEI kręci się wokół historii rudej Ani, to wyspa ma do zaoferowania o wiele więcej. Białe latarnie, czerwone klify, ukwiecone łąki, drewniane miasteczka, smaczne jedzenie, przemili ludzie – potrzeba więcej?
Jak dojechać?
Jeśli już jesteś w Kanadzie, to sposoby dostania się na wyspę są dwa. Drogą lądową, samochodem z Nowego Brunszwiku przez Most Konfederacji lub drogą morską, promem z Nowej Szkocji (przejazd samochodu osobowego kosztuje 79 dolarów i warto go wcześniej zarezerwować tutaj).
My wjechałyśmy słynnym, prawie trzynastokilometrowym mostem. Opłata za przejazd to podobno 49 dolarów, ale chyba płaci się dopiero przy wyjeździe, bo wjeżdżając, nie natknęłyśmy się na żadne bramki. A opuszczałyśmy wyspę już promem, więc nie mogłyśmy tego sprawdzić. Zaraz za mostem znajduje się Gateway Village, gdzie jest duży punkt informacji turystycznej. Dostałyśmy tam wszystkie potrzebne mapki i foldery reklamowe, a także sporo informacji o ciekawych miejscach na wyspie. Pani w informacji poleciła nam też od razu położoną kilkanaście minut jazdy na wschód miejscowość Victoria, gdzie zjadłyśmy obiad i sfotografowałyśmy pierwszą z wielu tutejszych latarni morskich.
Co robić na Wyspie Księcia Edwarda?
Oto klika moich propozycji:
-
Zrób sobie wycieczkę śladami Ani z Zielonego Wzgórza.
To punkt najbardziej oczywisty, ale też nie do pominięcia. Lucy Maud Montgomery urodziła się tutaj, tu mieszkała, wyszła za mąż, tu miała rodzinę, tu spędzała czas z kuzynami i tu pisała swoje powieści. Miejsc związanych z Lucy i bohaterką jej powieści jest tak dużo, że postanowiłam poświęcić im osobny wpis.
-
Sfotografuj jedną z wielu malowniczych, białych latarni.
Na wyspie jest kilkanaście latarni, z czego część pochodzi jeszcze z XIX wieku. Mnie najbardziej podobała się ta na Cape Tryton. Nie da się podjechać pod samą latarnię, więc nie od razu udało nam się do niej dotrzeć, ale miejscowi są bardzo chętni do udzielania wskazówek i po rozmowie z nimi wiedziałyśmy nie tylko jak dotrzeć, ale też z której strony najlepiej zrobić zdjęcie. 🙂
-
Odwiedź Park Narodowy Wyspy Księcia Edwarda.
Park znajduje się na północy wyspy i obejmuje 22 km2 wybrzeża od Cavendish i dalej na wschód. Park jest niezbyt duży, ale oferuje piękne piaszczyste plaże, skaliste wybrzeże i przyrodnicze ścieżki po kładkach zawieszonych nad kwitnącymi moczarami. Przejechałyśmy tylko kawałek, do miejscowości Rustico i zrobiłyśmy kilka spacerów ścieżkami, ale i tak byłyśmy zachwycone. Bilet wstępu kosztuje niecałe 8 dolarów, informacje o zasadach działania parku znaleźć można tutaj.
-
Zobacz Teacup Rock o zachodzie słońca.
Ta czerwona skała wyglądem przypominająca ponoć filiżankę znajduje się na plaży Thunder Cove i ze względu na odpływy i przypływy wcale nie tak łatwo się do niej dostać. Planowałyśmy wybrać się na Thunder Cove rano, ale nasza gospodyni w B&B wyperswadowała nam ten pomysł. Na stole w jej kuchni stała tabliczka z aktualnymi godzinami odpływów i przypływów, z której wynikało, że lepiej zrobimy, jeśli wybierzemy się tam po 19. Woda będzie wystarczająco odsunięta od brzegu, abyśmy mogły podejść pod samą skałę, która o zachodzie słońca wygląda najpiękniej. Korzystając wyłącznie z google maps pewnie byśmy tego miejsca nie znalazły, ale po raz kolejny wskazówki miejscowych okazały się bezcenne. Samochód trzeba było zostawić na klifie na końcu Thuder Rd. i dalej zejść w dół i przejść w lewo, kilkanaście minut wzdłuż plaży.
-
Przyjrzyj się pracy rybaków w wiosce French River.
Wiele jest malowniczych miejscowości na Wyspie Księcia Edwarda, ale French River spodobała mi się szczególnie. Kolorowe domki, łodzie zacumowane przy nabrzeżu, cisza spokój, a dookoła zielone łąki.
-
Pospaceruj ulicami Charlottetown
Charlottetown to stolica wyspy. Nie jest to jednak wielkie miasto. W zabytkowych, w sporej części ciągle drewnianych domach, mieszka mniej niż 40 tys. ludzi. Oczywiście na przedmieściach napotkamy już wielkie magazyny i betonowo-szklane sieciówki, ale centrum miasta ma ciągle nieco staroświecki klimat. To tutaj powstała idea kanadyjskiej konfederacji. Nie miałam czasu na dokładne poznanie miasta, bo zwiedzałam je już w drodze na prom do Nowej Szkocji. Przespacerowałam się tylko Queen St. do nabrzeża i później Great George St. pod Katedrę, ale i tak udało mi się trafić na przewodników w strojach z epoki opowiadających o początkach kanadyjskiej państwowości. Jeśli ktoś ma więcej czasu, to w mieście można także pójść na spektakl o Ani i Gilbercie albo odwiedzić mleczarnię lokalnej marki Cows, o której lodach wspomnę nieco poniżej.
-
Poznaj smaki Wyspy.
Kosztowanie lokalnych specjałów to dla mnie zawsze ważna część wycieczki. Wyspa Księcia Edwarda to doskonałe miejsce dla wielbicieli owoców morza. Nie spodziewajcie się tylko zbyt wymyślnych dań. Czasem miałam wrażenie, że traktują homara jak my kurczaka. Można więc zjeść serową zupę z owocami morza (seafood chowder), można ziemniaki zapiekane z serem i owocami morza (seafood poutine), można zwykła kanapkę z homarem (lobster roll). Moja siostra po wizycie na PIE stwierdziła – „nie wiedziałam, że można przejeść się homarem”. Tam faktycznie można. 🙂 Dla tych, którzy nie przepadają za morskimi stworzeniami na talerzu, mam propozycję na deser – lody Cows. To marka powstała na PEI i można ją spotkać zaledwie w kilku innych miejscach Kanady, więc jest to atrakcja, której będąc na wyspie, nie można pominąć – duży wybór smaków, także z syropem klonowym. 🙂