Sydney – 30 minut i jesteś na plaży
Sydney raz jeszcze
Moja przyjaciółka właśnie dotarła do Sydney. Zobaczyłam jej zdjęcia na fb i od razu mi się zatęskniło. Fajnie jest mieszkać w mieście, gdzie można w pół godziny dotrzeć na plażę. 🙂 W zeszłym roku odwiedziliśmy ulubioną plażę mieszkańców Sydney – Bondi (o wspaniałym spacerze wzdłuż wybrzeża przeczytasz tutaj), ale na drugą na liście – Manly, już zabrakło nam czasu. W tym roku udało nam się to jednak nadrobić.
Jak dotrzeć na plażę Manly
Żeby się tam dostać, trzeba popłynąć promem z Circular Quay, czyli okrągłego nabrzeża portu Jackson, centralnego punktu komunikacyjnego w Sydney. Spacer z hotelu na nabrzeże zajął nam 20 minut. Potem zaopatrzyłyśmy się w kartę Opal, która umożliwia korzystanie z komunikacji miejskiej w Sydney (promy, pociągi i autobusy) i ruszyłyśmy do właściwego terminalu (nr 4).
Promy odpływają co pół godziny, a mimo to, w kolejce czeka dziki tłum. Pewnie dlatego, że to niedziela, dzień wolny od pracy, a dodatkowo jeden z ostatnich dni sprzyjających plażowaniu. (Kwiecień w Australii to przecież jesień). Na pierwszy rzut oka stateczki wyglądają niewinnie, a okazuje się, że na każdy wchodzi chyba z osiemset osób. W pierwszej chwili wydawało się nam, że ludzi jest tyle, że już na najbliższy prom się nie załapiemy, ale okazało się, że po tym, jak odbiliśmy bilety, zostało jeszcze ponad 350 miejsc, czyli spory tłum za nami miał jeszcze szansę na rejs. Pół godziny zajmuje dopłynięcie na miejsce. Warto wybrać się na taką wycieczkę już choćby ze względu na piękne widoki na operę, most i cały port, jakie można podziwiać podczas wypływania. Później zachwycają nas śliczne białe żaglówki paradujące bez kompleksów po wodach zatoki.
Moje wrażenia
W Manly razem w tymi kilkoma setkami ludzi wysiadamy z promu i idziemy szeroką falą deptakiem, wzdłuż dziewiętnastowiecznych budynków, które teraz zostały zawładnięty przez sklepy z pamiątkami i sprzętem dla surfujących. Wygląda jakby całe Sydney wybrało się w niedzielne przedpołudnie właśnie tutaj, ale i tak jest bardzo przyjemnie.
Cieszymy się słońcem. Wreszcie czuć, że mamy wakacje. Już po pokonaniu kilkuset metrów rozciąga się przed nami długa, piaszczysta plaża. Tutaj wcale nie ma jeszcze tłoku, a w każdym razie wiele brakuje do widoków „Bałtyk w lipcu”. Zachwyca mnie kolor wody. Spacerujemy, mocząc nogi, a obok ludzie opalają się na piasku i na skałkach, surferzy walczą z falami, a wielbiciele snorkelingu szukają kolorowych rybek. Jakiś pan robi zdjęcia swojemu psu. Ja też pstrykam parę fotek i kręcę filmik, który widzieliście na fb. Co prawda Dorota twierdzi, że ten kijek do selfie to „straszna siara” i się mnie nieco wstydzi, ale blogowanie wymaga poświęceń. 😉 Na lunch wcinamy australijskie fish&chips w wersji z ośmiornicą. Siedzimy na ławce pod palmami, z widokiem na Morze Tasmana. Podobno plaża Manly zawdzięcza swoją nazwę gubernatorowi Philipsowi, który właśnie tutaj został przez napotkanych Aborygenów poczęstowany włócznią i uznał taki zachowanie za „męskie”. Teraz Aborygenów w Manly już nie widać. My też powoli się stąd wycofujemy. Wyraźnie widać, że pogoda się zmienia. Zaczyna wiać. Wracamy.
Watson Bay
Podczas naszego pobyty wybrałyśmy się też na wycieczkę do Watson Bay, żeby zobaczyć tamtejsze plaże i latarnię morską Hornby. Również tam można się dostać, płynąc promem z okrągłego nabrzeża obok Opery. Prom płynie trochę ponad 20 minut. Atmosfera na miejscu nieco senna. Można pooglądać zakotwiczone w porcie żaglówki, a później przejść się po cyplu, schodząc na mijane plaże.
Spokojna plaża przy Camp Cove to miejsce, z którego korzystają chyba głównie mieszkańcy pobliskich domów, z których niektóre zachwycają położeniem bezpośrednio na plaży. Idąc górą zachwyciłyśmy się malutką plażą pomiędzy skałami i już prawie miałyśmy zacząć zbiegać po stromych schodkach, kiedy zorientowałyśmy się, że jesteśmy trochę zbyt… ubrane, żeby się tam opalać. J Lady Bay Beach jest plażą dla nudystów i jeśli nie masz ochoty na dodatkowe „atrakcje”, to raczej się tam nie wybieraj. 😉 Idąc dalej, dochodzi się do South Head, skąd rozpościera się jeszcze jeden niesamowity widok na miasto. Kawałek dalej stoi druga najstarsza latarnia morska Nowej Południowej Walii Hornby Lighthouse z 1858 roku.
Miasto plaż
Czy Bondi jest ładniejsza od Manly, a Manly fajniejsza od Coogee? Tegoroczne wycieczki nie przebiły zeszłorocznego spaceru z Coogee do Bondi, ale bez względu na to, na którą plażę trafisz, zachwycająca jest sama idea miasta, gdzie pokonując pół godziny drogi z centrum możesz opalać się na plaży, kąpać w przejrzystej wodzie i spacerować po deptaku w zupełnie wakacyjnym klimacie. Ciekawe czy sydnejczycy korzystają z tego faktycznie, czy to dla nich jak dla warszawiaków spacer po Łazienkach – raz do roku, ewentualnie drugi, jak przyjadą goście. 🙂