Kilka słów o kuchni australijskiej. Pavlova – przepis.
Kilka słów o kuchni australijskiej
Australia zdecydowanie kojarzy mi się ze wspaniałym jedzeniem. Niesamowite owoce morza, świetne steki, a jak nie możesz się zdecydować to i surf&turf (połączenie czerwonego mięsa i owoców morza) też się w karcie znajdzie. Pewnie początkowo tak nie było. Znając kuchnię angielską nie spodziewam się, że to brytyjscy osadnicy przywieźli ze sobą te wszystkie specjały :). Teraz jednak kuchnia australijska jest bardzo różnorodna. Na talerzach widać wpływy wielu kultur obecnych na kontynencie, chociaż fish&chips oczywiście można dostać. Bogatszą wersją tej potrawy jest tak zwany fisherman’s basket (koszyk rybaka), gdzie oprócz panierowanej ryby i frytek można dostać także panierowane owoce morza, łącznie w małżami św. Jakuba (panierować taki specjał – co za marnotrawstwo swoją drogą :)).
Z mniej znanych u nas potraw można skosztować na przykład ryby baramundi (nam wydała się nieco „mułowata” w smaku), no i oczywiście mięsa z kangura. Przyznam, że w pierwszej chwili na wieść o tym, że miałabym jeść takie miłe zwierzątko, nie byłam zbyt przekonana, ale okazuje się, że kangury są uważane na Antypodach za szkodniki i jest ich tak dużo, że farmerzy nie mogą sobie poradzić ze szkodami przez nie robionymi. Informacja, że nie przyczyniam się do wyginięcia gatunku, pomogła mi się pozbyć oporów i spróbowałam. Wszyscy mnie pytają, jak smakuje mięso z kangura. Najczęściej podawane jest w burgerze lub jako stek i według mnie najbardziej przypomina naszą dziczyznę. Jest w każdym razie smaczne. Na śniadanie bardzo popularna jest grzanka z avocado i jajkiem w koszulce i grillowanymi pomidorkami koktajlowymi – osobiście przepadam za takim początkiem dnia!
Jeśli chodzi o desery, to wieść niesie, że typowym australijskim deserem jest Pavlowa – beza podana podobno po raz pierwszy w Perth, podczas wizyty rosyjskiej baletnicy Anny Pawłowej. Piszę „podobno”, bo do wymyślenia deseru przyznają się także Nowozelandczycy, twierdząc, że po raz pierwszy Pavlova była podana w Wellington. Po czyjej stronie jest racja w tym sporze, raczej już nie uda mi się rozstrzygnąć, ale postaram się sprawdzić, gdzie Pavlova smakuje najlepiej! Moja podróż na południową półkulę zbliża się wielkimi krokami. Wyruszam za półtora tygodnia, a póki co, mam dla Was przepis na moją Pavlovą.
Pavlowa – przepis
Składniki:
- 5 białek (jaja średniej wielkości, koniecznie bardzo świeże)
- 250 gram cukru (raczej drobnego)
- 1 łyżka mąki ziemniaczanej
- 250 ml śmietany kremówki
- 250 ml serka mascarpone
- owoce – ja najbardziej lubię truskawki lub maliny, ale masz tutaj pełną dowolność
Przygotowanie:
Piekarnik rozgrzej do 150 stopni. Białka ubij na sztywną pianę. Powoli dodawaj cukier i dalej ubijaj. Dodaj mąkę i jeszcze trochę ubij. Na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia nałóż sprawnie gładką i błyszczącą masę. Możesz narysować sobie niezbyt duży okrąg (20-22 cm), żeby łatwiej było Ci utrzymać kształt przy wykładaniu masy. Zmniejsz temperaturę w piekarniku do 120 stopni i piecz 20 minut, potem zmniejsz temperaturę do 100 stopni i susz bezę jeszcze przez 2-3 godziny. (Czasem czas pieczenia i suszenia musisz zmodyfikować i dostosować go nieco do Twojego piekarnika – niestety każdy działa trochę inaczej). Po wystudzeniu bezy (najlepiej na drugi dzień), przygotuj krem. Ubij śmietanę, a potem połącz ją z serkiem. Wyłóż masę na upieczoną bezę i przykryj owocami. Wstaw do lodówki, żeby nieco schłodzić deser. Smacznego!