Ko Phi Phi – czyli jak dziś wygląda niebiańska plaża
Wiele lat temu, kiedy po raz pierwszy czytałam o Tajlandii, natknęłam się w Internecie na zdjęcia z Ko Phi Phi. Ludzie pisali, że to dwie malutkie, urokliwe wysepki (Phi Phi Don i Phi Phi Leh), jeszcze nie całkiem odkryte przez turystów. Brak dróg, więc i brak samochodów; cudne zatoczki, zielone wzgórza, przejrzysta woda – dziewiczy raj. Wtedy do Azji nie dotarłam, ale obiecałam sobie, że jeśli kiedyś trafię w te rejony, to na pewno pojadę zobaczyć te dwie klimatyczne wysepki.
Pierwsze spotkanie z Ko Phi Phi
Po raz pierwszy trafiłam tam w 2013 roku. Miałam w planach zaledwie trzy dni plażowania na Koh Lancie, ale i tak chciałam spełnić marzenie i choć na chwilę zajrzeć do tego tajskiego raju. Bez problemu udało się to zorganizować, bo przemysł turystyczny już wpadł na to, żeby sprzedawać jednodniowe wycieczki na wyspy. Będąc na Phuket czy na Koh Lancie na każdym rogu można kupić taką wycieczkę z oglądaniem Groty Wikinga (nazwanej tak od naskalnych rysunków odnalezionych w grocie), snorkelingiem obok piękniej Wyspy Bambusowej i plażowaniem na jednej z najsłynniejszych tajskich plaż, położonej na Ko Phi Phi plaży Maya Bay. To właśnie tam, wiele lat temu, kręcono „Niebiańską plażę” z młodym Leonardo DiCaprio i to dzięki tym zdjęciom tamtejsze krajobrazy poznał cały świat.
Jak mi się podobało? Szczerze mówiąc, średnio. Dopłynęliśmy szybką łodzią motorową do Ton Sai Pier, czyli do portu gdzie przybijają wszystkie promy i łodzie przypływające na Ko Phi Phi. W porcie – dziki tłum, turyści, naganiacze, kramy z pamiątkami, wózki z jedzeniem i restauracyjne stoliki. Przebijaliśmy się między straganami, żeby w końcu wspiąć się na punkt widokowy. Faktycznie, panorama na przesmyk pomiędzy Phi Phi Don, a Phi Phi Leh – zjawiskowa. Ale poza tym? Tłoczno, głośno i plaży nie widać. Później podpłynęliśmy do osławionej Maya Bay i znowu – piękna zatoczka, przejrzysta, turkusowa woda, sypki, biały piasek i… tłumy. Dziesiątki łodzi cumujących w pobliżu i tych przybijających do brzegu, i z każdą minutą więcej ludzi. Rozczarowanie.
- Widok z Maya Bay
- Wyspa Bambusowa
- Wyspa Bambusowa
Ko Phi Phi – miłość od drugiego wejrzenia
W tym roku mocno się zastanawiałam, czy dać tym maleńkim wyspom drugą szansę, czy nie. Po pierwsze dlatego, że miałam w pamięci poprzednie rozczarowanie, a po drugie dlatego, że ceny okazały się być sporo wyższe niż na sąsiednich, większych wyspach. Wiadomo – dużo chętnych, mało hoteli. Popyt winduje ceny. Doktoryzowałam się już prawie z ofert noclegowych, kiedy stanął nade mną mój mąż ulubiony i przy pierwszym z góry hotelu powiedział – „To spoko wygląda”. Czytam opinie: tylko zimna woda, zapach wilgoci w pokoju, robaki… Na co Adam: trzy dni wytrzymamy bez ciepłej wody; wilgoć musi być bo w Azji jesteśmy. A robaki? Po co w ogóle czytasz te opinie? Fakt. Po co? 🙂 No i popłynęliśmy promem z Phuket. Rejs trwał ponad dwie i pół godziny, ale jak tylko zbliżyliśmy się do wybrzeża wysp Phi Phi, wszystkie wątpliwości minęły. Widoki zachwycające. Prom opływał Phi Phi Leh, więc mijaliśmy małe urokliwe zatoczki i wystające z morza wapienne skały. Dookoła pływały drewniane long boaty i motorówki z nurkami. Rzeczywistość jak na widokówkach z Tajlandii.
Nasza miejscówka
Okazało się, że nasz hotelik – Coral Bay – jest położony na północy Phi Phi Don. Wiedziałam, że na wyspie nie ma samochodów, ale myślałam, że będzie można podjechać jakimś skuterkiem czy tuk-tukiem. Okazało się, że do naszej miejscówki można dotrzeć tylko łodzią. Long boat przybijał do plaży w Loh Lana Bay, a stamtąd kilka minut piechotką i dotarliśmy do małej wioski. Dosłownie trzy ulice na krzyż, ale wszystko, czego potrzeba – bary z pysznym jedzeniem, sklep spożywczy, salony masażu, agencje turystyczne z dużą ofertą wycieczek.
Popołudniu wybraliśmy się na plażę. Gotowi do kąpieli dotarliśmy do zatoki, a tu… niespodzianka – odpływ. Nie ma gdzie pływać, możemy za to dokładnie obejrzeć to, co normalnie jest pod wodą. Okoliczni rybacy szukają na odsłoniętym dnie owoców morza, a nam kraby uciekają spod nóg. Poplażowaliśmy dopiero następnego dnia rano.
I znowu niespodzianka – tym razem milsza. Nasza plaża rankiem wyglądała zjawiskowo. Co prawda to tylko maluteńki pasek piasku i o długich spacerach nie ma mowy, ale za to jesteśmy w urokliwej zatoczce, otoczeni przez wapienne wzgórza. Woda jest tak czysta, że stojąc zanurzona po pas mogę oglądać swoje stopy. Dookoła pływają ławice malutkich rybek, a na brzegu cumują drewniane łodzie. Ludzie przypływają i odpływają, ale przez większość czasu na plaży jest tylko kilka osób. Brakuje mi tylko wygodnego leżaczka i czasem widok psują niestety zostawione gdzieniegdzie przez turystów śmieci, ale poza tym pełen relaks.
- Leh Lana Bay w czasie przypływu
- Leh Lana Bay w czasie przypływu
- Leh Lana Bay w czasie przypływu
Po obiedzie znowu opływ – tym razem chyba z godzinę idziemy po odsłoniętym morskim dnie aż docieramy na kolejną plażę – Laemtong. Znów łodzie, rybacy, kraby. Podoba mi się!
Czy warto popłynąć na Ko Phi Phi?
Opisane powyżej moje przygody z Ko Phi Phi świadczą o tym, że wszystko zależy od nastawienia i od tego, gdzie się trafi. Tym razem bardzo mi się podobało. Hotel był skromy, ale czysty. Jedzenie smaczne. Wieczorem było gdzie wyjść i usiąść przy piwie, ale nie było wielkich i głośnych „imprezowni”. Cisza, spokój, można było sporo spacerować i było gdzie się poopalać, czy popływać. Widoki pocztówkowe. Tylko tu i ówdzie leżące śmieci, psuły krajobraz, ale moje spostrzeżenie jest takie, że niestety zupełnie czysto jest tylko na plażach sąsiadujących z drogimi hotelami, w innych miejscach bywa różnie.
Jeśli ktoś chce się bawić do białego rana, to pewnie powinien znaleźć coś bliżej Ton Sai Pier. Dla tych, którzy szukają spokoju na azjatyckiej wsi, północna część Phi Phi Don będzie w sam raz. Nie liczcie jednak na plaże długie i szerokie – takich na tych malutkich wyspach po prostu nie ma. Jest za to wiele zatoczek ukrytych pośród skał, gdzie przy odrobinie szczęścia uda się Wam nacieszyć pięknem przyrody bez towarzystwa tłumów.
Informacje praktyczne:
- Jak się tam dostać: regularne promy pływają zarówno z Phuket (około 2,5 godziny), jak i z Koh Lanty(około 1,5 godziny) czy Krabi. Bilet kosztuje 300-350 BTH. Na większości sąsiednich wysp można także wykupić wycieczkę w ramach której można zobaczyć Ko Phi Phi i słynną Maya Bay.
- Gdzie jeść: